Hardangervidda

Wieczorem 27.06. wyruszyliśmy do “hytta” (prywatny domek w górach), którą udostępnili nam znajomi. Po drodze byliśmy świadkami demontowania starego tartaku:

IMG_1658IMG_1659IMG_1660IMG_1664Hytta leży w południowo-wschodniej części płaskowyżu Hardangervidda. Trochę pobłądziliśmy, bo tu nie ma adresów, he! he!, ale dzięki mapie i fotografiom, mogliśmy rozpoznać właściwy domek. Hytta leży na ok 750 m n.p.m, następne 700 metrów w gore i już jest się na płaskowyżu.

Następne dwa dni padał deszcz, ale bardzo nam to odpowiadało. Napaliliśmy w piecu, bo rano 6 stopni na zewnątrz, a w hyttcie 16. Spanie, czytanie i jedzenie.

30 czerwca – nareszcie przestało lać. Wyprawa do Ånundkleivnuten. Pięknie i trochę księżycowo. Kamyczki, kamyki, kamienie, kamloty i głazy. Strumienie, mokradła, kałuże, stawy i jeziora.

Krajobraz plaski i trochę jednorodny, łatwo się zgubić. Wraz z plecakiem dźwiga człowiek wątpliwości, czy to na pewno właściwy kierunek (nie ma malowanych szlaków).

Masz wrażenie, że góry się tobą bawią dostarczając obrazki znajome, a jednak obce. Hardangervidda nie chce dać się poznać, zaszufladkować wizualnie. Na twoich oczach bawi się w mimikrę, by wciągnąć cię do swojego niecywilizowanego środka. A po co? By pokazać ci, że jesteś tylko materią natury, by odsłonić twoja śmiertelność, by przywrócić cierpienie posiadania ciała. By w pragnieniu wody przypomnieć ci, że tak naprawdę jesteś wędrującym oceanem.

IMG_1686IMG_1696 IMG_1689 IMG_1707 IMG_17161 lipca. W hyttcie. M na rybach. Trochę słońca do 11.30, a teraz tak jakby na deszcz. Bezwietrznie jak gdyby natura nie mogla się zdecydować czy zapłakać, czy powiać. Zapłakała. M złowił 15 małych pstrągów i jeden duży. Te małe są najsmaczniejsze :o)

IMG_1724IMG_1725IMG_1727 2 lipca. Wyprawa w kierunku starej tamy na jeziorze Tessungsjøen (1130 m n.p.m.) i dalej, dalej, gdzie oczy i nogi poniosą. Po drodze dochodzimy do Presteroi. Niesamowitego domu, z innego, minionego świata. Wędrowanie zajęło nam 9 godzin. IMG_1736 IMG_1844IMG_1843IMG_1863

IMG_1751

3.07. Pada, pada pada. M nie wytrzymał i poszedł na ryby. A ja przeglądam moje zasuszone zbiory roślin (do makro fotografowania i nie tylko). Byłoby fajne znać te magiczne łacińskie nazwy, które z każdej roślinki robią “wip” (bardzo ważną osobę). Hippurius vulgaris (norweski: hesterumpe), Alopecurus aequalis (norweski: vassrevrumpe), eller Erigeron uniflorum (norweski: snøbakkstjerne), lub Potentilla nivea (norweski: snømure). …w następnym życiu…

IMG_1833

IMG_1676

Odwiedziły na owce:

IMG_17604.07. Mgła jak rozpylone mleko. Czekamy do 12.00 i postanawiamy pojechać droga, która wznosi się ponad 1000 m, do Gavlen i nad jezioro Sønstevatn. Mieliśmy nadzieje, ze tam mgły nie będzie, ale była i przemieszczała się jak jedwab na wietrze odsłaniając tylko fragmenty. Zaparkowaliśmy samochód i wędrowaliśmy we mgle. Doświadczenie niezapomniane.

IMG_1776 IMG_1772 IMG_1771 IMG_1779

5 lipca. Zapowiada się słoneczny dzień. Zabieramy krem do opalania, hi! hi! Wyprawa w kierunku Fiskelaus, dalej Flottetjønni, Snakosflott, Snakos. Najpierw do góry, droga “traktorowa” i zdejmowanie ubrań, bo słońce piekło jak szalone. Gdy weszliśmy na tereny bez drzew, ubrania wróciły do łask, bo wiatr północny i jakiś wściekły. Spod kurtek wystawały nam tylko nosy i oczy. Całe wędrowanie przebiegało w takich warunkach. Wyprawa zajęła nam 11 godzin. Musze przyznać, ze ostatnie dwie godziny myślałam, ze oszaleje z powodu ciągłego wycia wiatru w kapturze goreteksu. Czy ktoś mógłby wyłączyć dźwięk?!!  M był bardzo zadowolony – im “gorzej” tym lepiej – czół się jak ryba w morzu. W nagrodę – wspaniały widok 360 stopni ze Snakosflott. W okolicy bardzo dużo porzuconych rogów reniferów.

IMG_1817 IMG_1791 IMG_1796 IMG_1800 IMG_1806 IMG_1812 IMG_18176 lipca. Dzień w hyttcie. Słońce! Słońce! Słońce! M mówi, ze taka pogoda jest okropnie nudna, szczególnie dla fotografów, ale bierze kamerę i rusza w drogę. Ja odpoczywam, czytam, sortuje rośliny, robię porządki, a potem obiad. Wspaniały prosty dzień.

Odwiedziły  nas sarny.

7 lipca. Wyprawa do jeziora Rosjå, zaglądamy do domu Presteroi – czyli powrót do przeszłości, rok 1883. (a moze 1833?) Najpierw do starej tamy, ale tym razem po drugiej stronie strumienia, a potem do pary jezior Ljostjønn i Rosjå. Pierwszy raz w czasie naszego pobytu zrobiliśmy 1,5 godzinną przerwę pod wzniesieniem Ljostjønnbrotet.

IMG_1877

Jeziora Ljostjønn i Rosjå

IMG_1876 IMG_1880 IMG_18368 lipca. Jak ślimaki, pakujemy się i sprzątamy. Nie chcemy wracać. Na 11 dni zapomnieliśmy ten świat zwariowany, który czeka na nas na.p.m.

 

 

4 thoughts on “Hardangervidda

  1. Trochę to przypomina wyprawę Christophera McCandlessa na Alasce tylko lepiej się kończy.
    Mało jest już takich miejc gdzie można odpocząć od ludzi, swiata XXI wieku.
    Piękne i dzikie tereny a jednocześnie mroczne i nieodgadnione. Nie czuliście się obserwowani przez skały i wodę?

    • M widział film o McCandlessie – opowiedział mi. Szansa, ze nasze wędrowanie miałoby się skończyć inaczej była minimalna. Jedzenie i woda w plecaku, do hytty najwyżej 6 godzin drogi. Gdybyśmy musieli upolować renifera, byłby płacz i zgrzytanie zębów. Hardagervidda czasami pochlania turystów, szczególnie zimą. Pod białą powloką śniegu krajobraz jeszcze bardziej się neutralizuje wizualnie. Biała kołdra śniegu wygładza charakterystyczne detale i ujednolica powierzchnie. A gdy przyjdzie załamanie pogody, to tylko się zakopać, albo modlić…
      Płaski teren nie sprawia wrażenia, ze jest się obserwowanym przez konkretne góry albo jeziora. Raczej cala Hardangervidda “watching you”. A może kiedyś podrzucicie dzieci rodzinom i przyjedziecie by powędrować i doświadczyć tego spokoju samotności, jaki góry tutaj gwarantują?

  2. Dziękuję za zaproszenie, mam nadzieję, że uda sie to zrealizować zanim zdrowie odmówi posłuszeństwa.
    Wróciliśmy z Tatr ale tam spokój dopiero powyżej 2000mnpm gdzie spotkaliśmy się z kozicami.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *