Pierwszy raz w tym roku byliśmy na zjazdach w górach. Do samego końca wyjazd był pod znakiem zapytania, bo prognozy były nieciekawe: opady śniegu, -15 i wiatr 9m/s. Trochę uspokoiło się w nocy i postanowiliśmy jednak pojechać. Po drodze, na ostatnim odcinku stromego, zygzakowatego podjazdu utknęliśmy, bo samochody przed nami nie dawały rady podjechać. Zjechaliśmy trochę na pobocze, bo M był zdecydowany zakładać łańcuchy. Ponieważ zakładanie łańcuchów nie należy do przyjemności, (tak jakby zakładać komuś kaftan bezpieczeństwa – można się spocić) postanowiliśmy poczekać i obserwować sytuacje. Samochody naszej klasy, powoli się wspinały i M postanowił również zaryzykować. Dojechaliśmy, ok.-13, wiatr do wytrzymania, ale nie dało się odpocząć od sypania śniegu. Stoki zawalone śniegiem. Na niektorych człowiek tylko próbował przeżyć przyciąganie ziemskie. Natomiast dla J im gorzej tym lepiej, wiec dodatkowo jeździł off piste, czyli miedzy stokami do zjazdów.