Wczoraj dzień na zjazdach, ja i M, w mieście oddalonym od nas ok. 40 km. Bardzo dożo śniegu i cały dzień padało. Niestety po kilku godzinach zrobiły się zaspy i przyjemność kontroli zmalała wprost proporcjonalnie do wzrostu instynktu samozachowawczego na stromych częściach stoków. Na wyższych partiach czekała na nas mleczna mgła. Duchy na nartach i snowboardach pojawiały się z szelestem i cicho znikały w tym waniliowym budyniu jakby wchłaniane przez biel.