Ostatnie dni spędzone przed komputerem i video-edycją. Z rozsądku odkleiłam siebie od klawiatury i poszłam na spacer. Niesamowite ilości grzybów, a ja totalny grzybo-analfabeta.
Miejsce spacerów się rozwija. Powstała organizacja przyjaciół miejsca. Nowe ławki i profesjonalny grill w wielu miejscach.
Wygląda ładnie…
Grill z lewej strony wygląda jak stacja meteorologiczna.
Ładna okolica na spacery- wyprowadzaj siebie częściej. Chodzenie to najbardziej naturalna forma aktywności człowieka, bez ekstremalnych maratonów po górach po75 km.
Nie wiem co to za grzyb- nie jadłabym go. U nas też wysyp, po kurkach, które królowały przez całe lato, pojawiły się borowiki, podgrzybki, sowy i rydze. Wczoraj znaleźliśmy jednego rydza, ależ był pyszny prosto z patelni bez żadnych dodatków- cóż za aromat… i ten kolor… Oprócz jadalnych obrodziło również tymi niejadalnymi- takiego przebogactwa w różnorodności i ilości jeszcze nie widziałam. Szkoda, że niejadalne albo trujące. Może kiedyś ktoś wymyśli jakiś proszek albo kropelki, które wystarczy dodać do grzybów, aby zlikwidować ich właściwości trujące…
Szkoda, ze nigdy się nie nauczyłam tej grzybiej-gramatyki… tyle się marnuje. A rydza to ja chyba nigdy nie jadłam. Narobiłaś mi smaku 🙂