Nareszcie przybyło nam energii, aby zdjąć wiszący pod sufitem garażu kajak – dwójkę. Odkurzyć, dopompować powietrze, zebrać zapomniany sprzęt i “wgramolić” tego wieloryba na dach samochodu. Jak się ma połowę życia za sobą to nie tylko my, ale i rzeczy zaczynają ważyć więcej – bardzo dziwne… No, ale pokonaliśmy konformizm (na chwile, he!, he!)

Popłynęliśmy do miasteczka bobrów. Oczywiście dookoła tylko ślady ich działalności. Bobry, albo się wyprowadziły, albo chłodzą się gdzieś w bezpiecznym miejscu.

Zatrzymujemy się na jednej i nie mogę się powstrzymać przed kąpielą. Woda jak zawsze cudownie mokra i miękka, a tego dnia nawet ciepła. Ciekawe czy te wyspy maja nazwy? Googlowanie nie dało rezultatów. No to nazwę daję – Wyspa z gniazdem – bo znaleźliśmy tam stare gniazdo.