J dostał ze szkoły zadanie domowe – zrobić obiad i deser dla swoje rodziny. Opisać przyrządzanie i zilustrować zdjęciami. A oto rezultat: Zapiekanka z makaronem i pokrojoną parówką w sosie beszamelowym, a na deser owoce w sosie waniliowym. Nam! Nam! Kochany chłopak 🙂
Za moich czasów takich zadań domowych nie było… No, no, no- beszamel! Brawo!
A jak podane!
Tak, nasza edukacja nie miała nic wspólnego z życiem, była “czysta” formą reprodukowania. A wczoraj J musiał napisać wiersze. Dostał pomocne zadania, które ułatwiły mu tworzenie metafor oraz pisania rożnego typu poezji. Te zadania uczą własnej ekspresji, a nie konsumowania i interpretowania cudzych. Norweska szkoła jest pragmatyczna i naprawdę dożo bliżej życia.
to ja czekam na taką samą potrawę w wakacje
J potrafi również robić placki “jajeczne” – bardzo smaczne. A latem robi smoothi z owoców.
Czyżby zamiana strun gitary na przyprawy? Co jeszcze odkryją nasze dzieciaki? mniam…
Niech gotuje. Gitara tak czy inaczej jest raczej stracona. Bedzie chodził do wakacji. Dobrze, ze lubi zajęcia w teatrze do którego należy.