No i stało się. Zainwestowałam w “piec chlebowy” czyli garnek żeliwny (tak myślę). Doczytałam, że w takim garnku powstaje atmosfera podobna do pieca. Moja obsesja się pogłębia, he! he!
A oto chleb z “pieca”. Niestety trochę ciężki w środku i zbyt kwaśny. Zbyt mało bąbli :o) Nie miałam czasu go upiec gdy był wystarczająco dojrzały i stał biedak o cały dzień za długo. Ale wygląd ma, trzeba przyznać chlebowy :o)
Myślałaś może o jakiejś artystycznej piekarni? Chyba czegoś takiego jeszcze nie było. Zamiast gliny – ciasto i galeria figur chlebowych, ależ tam musiałby być zapach.
Widzę, ze myślisz jak ja. Zastanawiam się jak przenieść ta pasje w kontekst sztuki.
Popłynęłaś z tym chlebem.Trzymałabym się jednak pasji, a nie obsesji.Garnek żeliwny to cudo same w sobie. Nie wiedziałam jednak, że można piec w nim chleb. Ale pieca chlebowego nie zastąpi nic. Herbata zaparzona wodą ugotowaną w czajniku na fajerkach, a w plastikowym czajniku elektrycznym to przecież dwie różne bajki. Może następną inwestycją będzie piec chlebowy…? :)))
Masz zupełną racje, ale trzeba przyznać ze garnek dał możliwość pieczenia doskonałego chleba w domu – jeśli się potrafi, he! he! Dotarło do mnie, ze daleka droga do mistrzostwa…garnek to nie wszystko.