Jak w szklarni, albo w Pekinie

img_1536

Jest środek września. Na termometrze w cieniu 25 stopni! Niby fajnie, bo wizualna atmosfera wakacji, ale… co z lodowcami? Ostatnie dni były bardzo parne, jakby planeta miała gorączkę i się pociła. Powietrze stało się ciężkie i nieprzezroczyste. Przypomniało mi się lato 2008 w Chinach gdzie wilgotność dochodziła do 80%. W Pekinie powietrze w połączeniu z atmosferycznymi zanieczyszczeniami filtrowało słońce jak dimer. Jak ryby snuliśmy się po ruchliwych ulicach, unoszeni chmurami egzotycznych zapachów.

img_2071

Wczesno-jesienna Hardangervidda

Długi weekend w górach. Po drodze, na wzniesieniu doliny mijaliśmy bardzo stary dom, w którym kiedyś mieszkał lokalny ksiądz. W letnie miesiące spędza tam wakacje bardzo mistyczny pan z brodą i długimi siwymi włosami. Gdy przechodziliśmy, po drugiej stronie strumienia podgrzewał ogniskiem białą żeliwną wannę wypełnioną wodą. Na polanie przy domu pasł się kasztanowy koń. Stary pan uśmiechną się i zawołał: Sobotnia kąpiel! W hyttcie myśli i rozmowy powracały do tego letniego pustelnika. Wyciągam czasami tą żywą kartkę pocztową z szuflady wspomnień, bo przynosi jakąś nieokreśloną ulgę.

img_1509 img_1508 img_1503 img_1502 img_1499 img_1498

img_1522

Niestety hytta ma bardzo duże okna/szyby i ptaki z nimi kolidują.

img_1519