Poszliśmy na prezentacje Jahanny. Często słyszę od ludzi, ze historie kryjące się za dziełami sztuki przeszkadzają im w bezpośrednim doświadczeniu. Dla mnie wręcz przeciwnie, są rozszerzeniem mojego doświadczenia i horyzontow myślenia. Wydaje mi się, ze projekcje własnych doświadczeń na dzieła sztuki, ograniczają nasze wrażenia i powielają jakość doświadczenia. Perspektywa opowieści Joanny oświetliła niewidzialne, ale wyczuwalne pasma niedopowiedzeń.
Category Archives: Wydarzenia
Johanne Rasmussen, tkanina – otwarcie wystawy
Dziś było otwarcie wystawy Johanne Rasmussen w Telemarksgalleri. Szczegolnie jedna z prac mnie powaliła swoim pięknem.
http://www.telemarksgalleriet.no/ukategorisert/inger-johanne-rasmussen-31-januar-5-april-2015/
Święta w Pueblo Acantilado
Święta w Pueblo Acantilado, Hiszpania 18-30 grudnia.
Pierwszy raz postanowiliśmy spędzić Święta inaczej. Dla mnie była to ucieczka on gotowania. Dla nas wszystkich od objadania się, chociaż muszę przyznać, ze w czasie Świat restauracje miały całościowe meny, czyli 5-7 zakąsek, danie główne oraz deser. Za każdym razem wychodziliśmy objedzeni, a ze obiad jada się tu po godz. 19.00 lub 20.00 noce były fatalne! Pomimo, ze mieszkaliśmy w miejscu wypoczynkowym, nie potrafiliśmy usiedzieć na miejscu, przejechaliśmy ponad 1000 km!

A to się nazywało Foie. Sprawdziłam, to jest wątróbka ze specjalnie tuczonej kaczki. Dobrze, ze tego nie wiedzieliśmy wcześniej.
Pueblo Acantilado to mini-miasteczko hotelowe, zawieszone na stromej skarpie.

Przez 5 dni mieszkaliśmy na skarpie z widokiem na morze. Potem przenieśliśmy się do mieszkania z widokiem na basen i miasteczko

Oczywiście miasteczko ozdobione dekoracjami świątecznymi. Szopka i świecące choinki. Trochę dziwne, bo bez śniegu, zielono i kwiaty kwitną, ale na pewno bardziej podobnie do klimatu historycznych narodzin Jezusa.

Widok z balkonu w mieszkaniu nr 2. Niestety woda w basenie była bardzo zimna, a na zewnątrz 14-17 stopni
Pueblo Acantilado leży ok. 22 km. na północ od Alicante. Do Alicante dotarliśmy kilka razy. M. innymi “wdrapaliśmy się” windą na gore Monte Banacentil, gdzie znajduje się zamek St Barbara. Wspaniały widok na Alicante. Z Wiki: “Zamek znajduje się na wysokości 166 m n.p.m., na nagiej, jasnej skale. Początki założenia sięgają prawdopodobnie IX wieku, a nazwa może wywodzić się z arabskiego Banu-lQatil, czyli małżowina uszna (kształt góry).”
Pojechaliśmy tez do Guadalest: “Little of the castle of San Jose (Saint Joseph) remains. It can be seen at the highest point of the cliff towering over the old walled town. The castle was very important due to its strategic situation. It was originally constructed in the 12th century, was reformed in the 15th and in 16th centuries, was practically leveled by an earthquake in 1644. The 1644 and 1748 earthquakes and the bomb attack in 1708 in the Succession War were responsible for its destruction. The Alcozaiba fortress is an 11th century fortress built by the Moors. It is located on the property of the Orduña House. Today all that is left is a restored tower.” (http://www.guadalest.eu/buildings-castles/alcozaiba-san-jose.htm)
Wyprawa do Port del Calp i wejście na gore Penyal de Ilfach, 332 m. Bardzo stromy klif, nie udało nam się wejść na gore, bo było bardzo ślisko, ale widok tak czy inaczej fantastyczny! Miło tez wiedzieć, ze przed nami tym szlakiem szedł pan Hemingway.
Wyprawa do Elche. Miasto słynie z Ogrodu palmowego El Huerto del Cura, gdzie znajduje się bardzo specjalna palma Imperial Palm. Jest to palma, która wypościła nowe pędy zbyt późno i wyrosły z matki zbyt wysoko. Matka dostarcza pokarm tym siedmiu “darmozjadom” od 165 lat,he! he! Cytuje ze stron ogrodu: This rare specimen of Palm Tree is the main reason for the popularity of the Huerto del Cura. Its name comes from the Empress Elisabeth of Austria (“Sissi”), to which Chaplain Castaño dedicated when she visited the orchard in 1894. A memory of this visit also lies in the bust of the Empress situated at the north wing of the Imperial Palm Tree.
The Imperial Palm Tree is approximately 165 years old. Far from being old, it is in its prime if we bear in mind that palm trees live without many problems for more than 200 years.
Its value as a botanical phenomenon lies in the fact that it deceives the laws of biology:
– The shoots of this specimen of palm tree generally develop at the base of the tree, when it is between 10 and 15 years old, however in this case they were formed when the father palm tree was more than 60 years old and at a very uncommon height of 2 metres, very far from the roots, where there is less sap.
– The palm tree has a large number of shoots (7) and has developed in perfection and symmetry.
– The children palm trees have acquired a colossal size after more than 130 years, feeding off the sap that comes from the central father palm tree.
Shortly before 1900, Chaplain Castaño set up a support to avoid that the weight of the children palm trees made them pull apart from the father palm tree. Currently, this formidable candelabra tree with 8 arms weighs more than 8 tons, measuring 17 metres in height. Some of the children palm trees have lost part of the harmony that they once had, but its grandeur and nobility remain indisputable.
(http://jardin.huertodelcura.com/en/la-casa/)
Wprawa do Althea: takie sobie przeciętne miasteczko w Valencji.
Wycieczka do Alcoy, rezerwatu i Santuar de la Font Roja.

Miasteczko – może Relleu? Nie jestem pewna, ale zrobiło na mnie wrażenie. Gdy weszliśmy na wzniesienie to w mieście było słychać dziecięcy chór, śpiewający prawdopodobnie świąteczne kolędy. Atmosfera była niesamowita. Dźwięk unosił się nad miastem jak w gitarze.

Zatrzymaliśmy się przy ruinach jakiegoś domu. Takich opuszczonych domów widzieliśmy bardzo dożo. Prawdopodobnie i z Valencji młodzi uciekają ze wsi i rodzinne dobytki zmieniają się w ruiny, bo nikt ich nie chce kupić.
Po drodze zatrzymujemy się na cmentarzu. Bardzo zadbany i oczywiście dla nas bardzo inny.
Wieczorem, po zjedzeniu olbrzymiego obiadu dotarliśmy do Alcoy.
Kilka zdjec z Alicante: (wszystkie zdjecia robione iPhonem – przykre, ale zrobiłam sie leniwa jesli chodzi o dzwiganie lustrzanki…)
Dziecięcy teatr
Pomimo, ze J już nie należy do dziecięcego teatru, wybrałam się na przedstawienie. Jak zwykle super jak na amatorski teatr. W magiczny sposób trzy kobiety i zaprzęg rodziców kolejny raz zrealizowali sztukę z gromadka 43 dzieci! Sztuka była podzielona na 3 części. Kazda cześć to bajka innego autora: 1 – Dziewczynka z zapałkami, Andersena, 2 – Szewc Martin, Tolstoja oraz 3 – Marte Svennerud, Barbra Rings. Wszystkie osadzone w latach 40-50-tych i atmosferze nawiązujące do zbliżających się Swiat BN.
Mallorca
Długo się broniliśmy przed wyjazdami do turystycznych mrowisk, no i stało się. Polecieliśmy na Majorkę. Temperatura 28-33. Kryształowa woda z rybkami, rowerowanie i samochodowanie. Jednym słowem po swojemu. W konsekwencji nie za dużo plażowania.

Nie wiem jak nazywa się ten rodzaj palm, ale pośród milionów palm na Majorce tylko jeden rodzaj jest pierwotny, nazywa sie The Palmito – Chamaerops humilis.

Sady oliwkowe tarasowe. Trudno uwierzyć ze szara i sucha ziemia w październiku jest w stanie utrzymać oliwki przy życiu.

Jedna z “dzikich” plaż. Szliśmy do niej ponad godzinę. Tęskno do tej bardzo słonej śródziemnej wody. Smakiem przypominała mi płyn do fluoryzacji zębów w latach 70-tych – od teraz mam dobre wspomnienia z fluoryzowania :o)

Jedna ze stacji drogi krzyżowej w okolicy klasztory Iluc. Klasztor Monasterio de Lluc jest najważniejszym świętym miejscem na wyspie, wzniesiony pomiędzy XVII-XVIII wiekiem. Bardzo piękna trasa.

Kaktusy są dekoracyjne, ale nie zawsze mile widziane przez ogrodników. Wiec jeśli masz kaktusa w doniczce, to może się okazać ze to chwast :o)

Ja i J popłynęliśmy katamaranem turystycznym przy brzegach półwyspu Formentor. Fascynujące formacje.

Cmentarz – The necropolis of Son Real, 7-4 wiek p.n.e. Wykopaliska trwały od 1957-1970. Pośród zmarłych znaleziono 300 sztuk broni, biżuterię oraz przedmioty codziennego użytku. Zmarli byli chowani w kamiennych komorach, w pozycjach embrionalnych.

Zatrzymaliśmy się z rowerami na brzegu ulicy – a tu, ku naszemu zdziwieniu dziki żółw w pięknym kamuflażu – relaksujący widok. Nareszcie ktoś, kto się nie spieszy.
Podroz bolesna do PL

Z lotniska w Gdańsku na dworzec.

Czekamy na chwile nierealna

Obiad w ludowej restauracji pod B. Nie cieszy, bo kogoś tu brakuje

Odwiedziny na działce. Natura odradza się sama.
1. Mai

Rzeźba od tylu z ręką szefowej związków zawodowych.

Odsłonięcie rzeźby, daru dla miasta od związków zawodowych, zrobionej przez znajoma Ingrid Lene. Odlana rzeźba kobiety i mężczyzny – pracowników przemysłu, jako symbolu wspólnoty.

Marsz solidarności ludzi pracy

Przygotowania do pochodu
Hardangervidda w zimie
Udało nam się dotrzeć na weekend do hytty, w której byliśmy latem. Wspięliśmy się na nartach na Hardangervidde. Słonce świeciło, ale czasami pojawiał się silny wiatr.
Powierzchnia śniegu nas zaskakiwała swoja różnorodnością form. Piękne to było, ale do patrzenia. Nic przyjemnego (dla mnie) na nartach, bo z lodu wjeżdżało się na cukier puder, z pudru na kryształ, a z kryształu na beton.
Gdy dotarliśmy do celu, zerwał się bardzo silny wiatr. Grzbiety går pokryły się jedwabnymi wężami śniegu. Wydawało się, ze góra zamieniła się w fale tsunami. Puchowe kurtki i gogle nas uratowały, dzięki czemu, zahipnotyzowani widokiem, mogliśmy obserwować, patrzeć, gapić się i przyglądać.
Dotarliśmy do domu, który zrobił na nas wrażenie latem. Zatopiony 1,9 m śniegu zrobił się malutki i szary.
Jesienno-zimowy London
Konserwa przeniosła mnie do Londynu. Deszczowego i rozpędzonego miasta, w którego podziemiach przepływają strumienie ludzi jak zbladłych komórek chorego organizmu. Ale jak już się wydostaniesz z tego pędu, do światła na powierzchni, to możesz trafić na skarby, które odmienią ciebie i może życie. Te skarby dla mnie to Museum of Natural History i Science Muzeum. Gdyby była tam posada nocnego psa-wartownika, to bym się zatrudniła. Za dnia dostać jakiś ciepły kąt w ukryciu, gdy ludzki strumień tu dociera i przynosi tornado hałasu, a w nocy wędrować w samotności, wśród martwych zwierząt, sztucznych mamutów, insektów na szpilkach, gigantycznych skamieniałości, świecących kamieni i kawałka księżyca, starych instrumentów medycznych, satelitów, mumii oraz sztucznej syreny, itp… itd… I choć to brzmi śmiertelnie martwo, “eksponaty” wydaja się tylko zatrzymane na czas gdy publiczność wypełnia sale, a jak ostatni człowiek opuści musem, to zaczynają oddychać i rozprostowywać kości.
To jest ta “sztuczna” oszukana syrena, prawdopodobnie z Japonii. W 17-18 wieku był to kolekcjonerski kąsek, ale dziś wiadomo, ze jest to połączona małpa z ryba. Niestety szansa na naukowe potwierdzenie istnienia syren została zaprzepaszczona.
Trzy olbrzymie pomieszczenia wypełnione eksponatami. Pomieszczenia starej biblioteki z 1823 roku. Teraz zbiory pod tytułem: The Enlightenment czyli Oświecenie.
Fossile w Museum of Natural History
An Antique Collection (Antyczna kolekcja). Witryna wypełniona kolibrami. (ok.1815 zarejestrowane)
A jak mi się znudzi, to pożyczę ubranka kosmonautów i odwiozę z powrotem ukradziony kawałek księżyca.
To jest odtworzona sala operacyjna w skali 1:1. To chyba najdłuższa operacja na świecie. Ostatni raz tu byłam w 2006.
Jeśli się leci liniami Norwegian, można podłączyć się do internetu i śledzić przemieszczanie się samolotu.
Powrót. Anglia doświadcza strasznych powodzi. Zdjęcie z samolotu
11878 / 788
I tak sobie siedzę w latającej konserwie lecącej 788 km/h, na 11.875 npm
Była premiera, były dwa przedstawienia i “zapadły” wspomnienia
Ksiega dzungli
Premiera odbyła się wczoraj. Link do lokalnej gazety:
http://www.telen.no/kultur/brutalt-morsomt-og-moderne-1.8200089
Jubileusz 75 lat
Wydział estetyczny obchodzi w tym roku 75-cio lecie. W czwartek i piątek były oficjalne obchody. Przez ostatnie dwa tygodnie wszystko kręciło się dookoła Jubileuszu, a teraz przesunięte zajęcia posypały się na głowę. Ja i kolega z pracy mamy wspólna wystawę.
Premiera teatru J się zbliża, planowane projekcje w zawieszeniu, a raczej w upraszczaniu, ponieważ kolegi (który miał mi pomoc technicznie) ojciec zmarł w piątek.
M fotografuje na próbach. Niestety, dopiero po premierze mogę opublikować jakieś zdjęcia na blogu.
Zapach wiosny…!?
Jest bardzo ciepło jak na listopad. W związku z tym posadziłam sporo cebulek rożnych kwiatów. Nie mam czasu na ogród, wiec trochę tak bez zaangażowania. Wyrwane korzenie słoneczników wypłukałam i susze. Może mi się przydadzą do jakiejś instalacji. Ptaki śpiewają.
Od poniedziałku montowanie wystawy na uczelni z okazji 75-cio lecia powstania szkoły artystycznej. Obchody 21 i 22 grudnia.
Teatr: “Vildanden” – (Dzika Kaczka) – Ibsena
N jest rozległym krajem, a ludności zaledwie 5 milionów. Gdyby rozsiać ludzi regularnie på obszarze, każdy człowiek dostałby 15 km2 dla siebie. Daleko do sąsiada? Miedzy innymi z powodu odleglosci powstał Riksteater, czyli państwowy teatr (objazdowy).
Bardzo się cieszymy, ze N. jest jednym z miast, które są w stanie gościć spektakle w kinie, które technicznie jest dopasowane do potrzeb teatru. J teatr tez występuje w tym samym miejscy, gdy maja swoje premiery. W czwartek przyjechał do nas teatr z Oslo z przedstawieniem Ibsena “Dzika kaczka”. Wybraliśmy się z M.
http://www.sciaga.pl/tekst/15448-16-jakie_refleksje_na_temat_prawdy_nasunela_ci_dzika_kaczka_ibsena
http://www.riksteatret.no/db/production.shtml?mac=production&det=1&id=5543283
Ta sztuka pozostawia mało nadziei, a ideały dewaluują się zamieniając w jakieś fantazje. W przedstawieniu prawda jest destrukcyjna, ale marzenie o prawdzie jako jedynej właściwej drodze magnetycznie przyciąga człowieka. Marzenia o świecie idealnym w konflikcie z banalnością ludzkiej natury – tracą wartość. Poczucie kolejnej porażki, bo chciało się dobrze, a wyszło źle. Świat nie dorósł do naszych marzeń, może kiedyś…
A dzisiaj idę na Czekając na Godota.